wtorek, 16 września 2014

Epilog

Ostatnia notka na dole. Możesz przeczytać.
***

- Co mi jest Niall? - Zapytałam przed kolejnym wymiotem.
- Wymiotujesz piąty raz w ciągu miesiąca. Może jesteś w ciąży?
- Oszalałeś? Jestem bezpłodna.
- Częściowo. Masz wypukły brzuszek. Nie jest wklęsły jak zawsze. - Spojrzałam w górę na niego. Uśmiechał się głaszcząc moje włosy.
- To nie tylko oznaka ciąży.
- Jesz więcej, wymiotujesz, masz większy brzuch, codziennie muszę jeździć po zapas mlecznej czekolady i ogórków małosolnych.
- Nie mogę być w ciąży, rozumiesz? - Oparłam się o muszlę oddychając głęboko.
- Dlaczego?
- Jestem bezpłodna.
- Nie prawda! Lekarz mówił, że jeśli będziesz brała tabletki możesz zajść! Dawałem ci je! Jesteś ze mną w ciąży!
- Co? Jak dawałeś?
- W soku.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Chcę mieć z tobą przynajmniej jedno dziecko.
- Dla tradycji.
- Nie. Kocham cię. Jesteś moją żoną. Chcę mieć z tobą dzieci.
Zamknęłam oczy czując w nich łzy.
Jestem w ciąży.
Pomimo gwałtu i bezpłodności.
Jestem w ciąży.
- Chcę spać. - Wyciągnęłam ręce w górę, aby Niall mógł zanieść mnie do sypialni.

***

- Ciąża rozwija się prawidłowo. Będą państwo mieli zdrowego synka. - Lekarz uśmiechnął się wycierając mój brzuch po USG. Niall ścisnął moją dłoń nadal patrząc na zdjęcia, które dostaliśmy.
- Nasz mały James.

***

- To była historia moich rodziców. Mój ojciec walczył o moją matkę, a ja będę walczył o ciebie.

~*~

Cóż. Nie wiem do końca co napisać.
Nie wiem czy pisać do jednej osoby czy do kilku.
Więc.
Nie za bardzo podoba mi się zakończenie.
Ale napisałam je tak, ponieważ przez moje myśli przemknęła idea drugiej części. Nie wiem czy rozwinę ten pomysł. Wyjdzie z czasem.

Przepraszam, że bardzo często Was zawodziłam. Pomimo moich chęci miałam za dużo problemów, w czasie, gdy robiłam przerwy. "Tłumaczą się tylko winni", ale ja jestem minna.
Przepraszam za to jeszcze raz.

Zapewne beznadziejnie piszę, ale jakoś to jest.

Tak więc żegnam się z Wami prosząc każdego kto to przeczytał o skomentowanie.

Dziękuję za wytrwałość.

Bye, bye.

piątek, 5 września 2014

Chapter twenty-one

Rozdział dedykuję Niall ismyheart, w podziękowaniu za sarkastyczne popędzenie mnie :)

Notka pod rozdziałem.

***

- Nie pozwolę, żeby człowiek, który zgwałcił moją nażeczoną prowadził ją do ołtarza! - Krzyknąłem uderzając pięścią w biurko i wstając z fotela. - To przez niego waży teraz tylko 40 kilogramów i to przez niego się okaleczała! Nie ma o tym kurwa mowy!
- Ale to tradycja! Chcesz ją złamać? - Ojciec spojrzał na mnie spanikowany.
- Dla Vanessy zrobię wszystko.
- Opanuj się. To tylko dziewczyna która musi urodzić ci potomka.
- To nie jest zwykła dziewczyna! A poza tym jest bezpłodna.
- Jest zw- Jak to bezpłodna?! - Wyrzucił ręce w powietrze, krzycząc.
- Normalnie. Przez to że jej ojciec ją zgwałcił.
- Zamieżałeś mi powiedzieć?
- Nie. To moja nażeczona.
- Ale jestem twoim ojcem i muszę dbać o tradycję! Ona musi mieć z tobą dziecko!
- Nie musi. Nie zmuszę jej do tego.
- A stosunek w noc poślubną?
- Jeżeli nie będzie chciała, nie.
- Synu - Warknął ostrzegawczo. Zignorowałem to, ponownie siadając.
- Rozmawiałem z ginekologiem, który badał ją gdy była w szpitalu. To ona kazała powiedzieć mi, że jest bezpłodna. Nie pozwoliła na udzielenie mi dalszych informacji gdy pytałem wtedy lekarza. Tydzień temu spotkałem się z nim a on powiedział że to tylko częściowe. Jeśli tydzień przed stosunkiem zacznie brać takie tabletki, to jeśli wszystko pójdzie dobrze, zajdzie w ciążę. - Wyciągnąłem czerwono-różowe opakowanie białych tabletek i położyłem je na biórku.
- Przecież musisz ją zapłodnić w dzień lub następny po ślubie. Nie kocha cię na tyle aby je brać.
- Dlatego kazałem rozpuszczać je w wodzie lub soku, który pije na śniadanie.
- Sprytnie. Od kiedy je dostaje?
- 9 dni.
- Więc jest gotowa. Teraz tylko musisz ją do tego przekonać.

*Dzień ślubu* *Van's POV*

Patrzyłam jak Niall trzęsącymi się rękoma zakłada złotą obrączkę na mój palec serdeczny.
Są piękne.
Mają wygraderowane nasze imiona, dzisiejszą datę i jakiś cytat o miłości.
Spojrzałam na moją mamę która ściskała dłoń Maury płacząc razem z nią.
Myśli że wychodzę za mąż z miłości.
W jednej-trzysta sześćdziesiątej.
Uśmiechnęłam się do niej i zabrałam drugą obrączkę z tacy szybko zakładając ją na palec Nialla.
- Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą. - Tak szybko jak te słowa opuściły usta plebana tak szybko wargi Nialla znalazły się na moich a w kościele rozbrzmiały oklaski i wiwaty.

***

- Vanessa? Kochanie? Tu jesteś.
Niall wszedł do ogromnego hotelowego pokoju zamykając za sobą drzwi kartą. Schował ją do kieszeni i podszedł do mnie.
- Co się stało? - Zapytał przykucając przy nogach łóżka i położył dłonie na moich kolanach.
- Chciałam odetchnąć. Ta suknia ściska moje żebra.
- Więc ją zdejmij. - Uśmiechnął się podnosząc bardziej lewy kącik ust.
- Sama nie dam rady. - Przesunęłam się bliżej środka łóżka gładząc materiał sukienki.
- Pomogę ci.

Niall odłożył suknię na specjalny stolik dla niej przeznaczony i popchnął mnie na królewskie łóżko i upadł na mnie.
- Cholera Vanessa. Tak bardzo cię kocham. - Przejechał dłonią po moim ramieniu i zaczął całować moją szyję.
- Ja ciebie też. - Odpowiedziałam niepewnie lekko go obejmując.
- Ufasz mi?
- Uhm.. Tak.
- Dasz mi siebie? - Szepnął do mojego ucha gryząc je.
- Co? Ja..
- Proszę. Chcę być pewien, że jesteś cała moja. I tylko moja.
- D-dobrze.
- Kocham cię. - Uciął słowa łącząc nasze usta.

***

Na początku. Nie dodam rozdziału ze sceną +18, ponieważ nie umiem takich pisać. Ups.
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału. Nawet nie wiem jak się wytłumaczyć.
To chyba ostatni rozdział i następnym postem będzie epilog.
Tak więc do następnego postu.
Cześć.