niedziela, 23 marca 2014

Chapter fourteen.

-Jaki ślub? O czym pan mówi?
Byłam tak zdezoriętowana jak jeszcze nigdy.
-Mów mi Bobby. W końcu będę twoim teściem.
Teściem? Co?
-Przepraszam?
-Oh. Niall nie uprzedziłeś jej?- Zapytał przekręcając głowę w bok.-Nie wspominałeś o naszym planie?
-Tato...
-Jakim planie?
-Czyli jednak nic nie powiedziałeś. Oj synu, synu.-Bobby pokręcił głową patrząc na Nialla i znów na mnie.-Nasz plan to wasz ślub. Dobrowolnie czy nie, ale ślub.
-Co?
-Tato to jest nie aktualne. Jeśli Vanessa nie chce to nie zmuszę jej do tego.-Niall odezwał się cicho ale pewnie.
-Nie aktualne? No co ty. Już wszystkich poinformowałem. Nawet twój ojciec przyszedł dziś na nasze spotkanie. Do twojej mamy niestety nie mogłem się dodzwonić.
-M-mój ojciec?- Mój głos zadrżał a oczy rozszerzyły się.
-Tak.-Przytaknął i wcisnął jeden z guzików na telefonie.-Abigail poproś pana Evansa do biura.- Rozkazał i uśmiechnął się do mnie.
-Nie! Proszę go zatrzymać! Niech tu nie przychodzi!- Zaczęłam panikować a w oczach poczułam łzy.
-Dlaczego?- Niall i Bobby zapytali równo a ja przejechałam po nich wzrokiem.
-Bo...
-Dzień dobry panie Horan.
Nie.
Odwróciłam się gwałtownie do drzwi a moje serce przestało bić.
-Vanessa.- Mój ojciec, choć nie powinien mieć tego miana, wyszeptał moje imię i zrobił krok w moją stronę.
Podskoczyłam w miejscu i schowałam się za zdezoriętowanym Niallem.
-Vansi, słonko.
Vansi.
To przezwisko sprawiło, że wybuchnęłam niepochamowanym płaczem. Niall odwrócił się do mnie przodem i przytulił do siebie. Wtuliłam się w niego mocno i zaczęłam plamić łzami jego marynarkę i koszulę.
-Ciii... Nie płacz... Dlaczego płaczesz?- Blondyn głaskał mnie po plecach i szeptał uspokajające słówka.-Dlaczego ona płacze?- Zapytał ponownie, gdy nie dostał odemnie odpowiedzi.
-Ja-ja... Zabierz m-mnie stąd.- Wymamrotałam w jego pierś.
-Vanessa proszę. Porozmawiaj ze mną.- James odezwał się ponownie, ale nie zwróciłam na to uwagi i wtuliłam się mocniej w Nialla.
-N-Niall proszę.
-Dobrze, chodzmy.- Chłopak objął mnie ramieniem w talii i wyprowadził z pokoju. Nie otwierałam oczu nie chcąc widzieć twarzy mojego ojca. Szłam w ciemno prowadzona przez Nialla. Po chwili siedzieliśmy już w samochodzie w drodze do mojego mieszkania. Blondyn ciągle mnie przytulał a z moich oczu nadal płynęły łzy. Samochód zatrzymał się a Niall pomógł mi z niego wysiąść i zaprowadził mnie na kanapę w salonie.
-Vanessa już dobrze. Spokojnie, jesteśmy sami. Nikogo innego. Tylko ty i ja. Nic ci się nie stanie.
-Muszę do łazienki.- Opanowałam łzy, aby mieć dość dobrą widoczność i pobiegłam do mojej łazienki zamykając drzwi na klucz. Podeszłam do szafki pod umywalką i otworzyłam ją. Wzięłam pilniczek do paznokci i jego czubkiem otworzyłam małą skrytkę pomiędzy półkami. Wyjęłam z niej jedną z żyletek i trzasnęłam drzwiczkami szafki.
Dlaczego tam?
George i Hannah wyrzucają wszystkie żyletki jakie tylko przy mnie znajdą, a ja muszę sobie jakoś radzić.
-Vanessa? Vanessa otwórz drzwi!- Niall krzyczał i szarpał za klamkę póbując dostać się do łazienki.
Ignoruj.
Mój brzuch zaburczał a ja spojrzałam w dół na niego. Podeszłam do prysznica i stanęłam na wadze, która leżała obok.
41.
Westchnęłam cicho.
Jeden pieprzony kilogram za dużo!
Zeszłam z wagi i spowrotem spojrzałam na żyletkę. Usiadłam przy wannie i położyłam głowę na jej ściance. Nabrałam powietrza do płuc i powoli je wypuściłam.
Dlaczego...
Pierwsza kreska.
On?
Druga kreska.
Dlaczego...
Trzecia kreska.
Tu...
Czwarta kreska.
Jest?
Piąta kreska.
-Vanessa proszę wyjdz!
Dlaczego...
Szósta kreska.
To...
Siódma kreska.
Wtedy...
Ósma kreska.
Zrobił?
Dziewiąta kreska.
Dlaczego...
Dziesiąta kreska.
Już...
Jedenasta kreska.
Go...
Dwunasta kreska.
Wypuścili?
Trzynasta kreska.
Dlaczego...
Czternasta kreska.
Wrócił?
Piętnasta kreska.
-Vanessa otwórz!
Dlaczego...
Szesnasta kreska.
Żyję?
Siedemnasta kreska.
Dlaczego?
Osiemnasta kreska.
-Dlaczego?
Dziewiętnasta kreska.
Dziewiętnaście kresek. Dziewiętnaście lat męczarni zwanej życiem.
Dlaczego?
*Niall's POV*
-Słucham?
-George tu Niall. Posłuchaj. Vanessa zamknęła się w łazience. Macie tu gdzieś zapasowy klucz?
No co?
Nie mogę się z nią dogadać, to muszę sobie jakoś poradzić.
-W środku dn... Kurwa! Napewno się pocięła! Nad framugą drzwi jest jeden, a jeśli nie to w kuchni w szufladzie, środkowa szafka.
Przejechałem ręką po wskazanym miejscu i faktycznie znalazłem tam klucz.
-Dobra mam. Dzięki.
Rozłączyłem się i włorzyłem klucz do zamka przekręcając go. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Vanessa siedziała przy wannie ściskając w prawej dłoni żyletkę a z jej lewego nadgarstka ciurkiem spływała krew tworząc wielką plamę na białych płytkach.
-Vanessa! Boże! Vanessa!- Podbiegłem do niej i złapałem jej rękę.-Ile ty tego zrobiłaś?!- Pisnąłem wycierając krew ręcznikiem.
-19.- Szepnęła. Jej głos był słaby tak samo jak ona. Zamknęła oczy a jej głowa poleciała w dół.
-Vanessa tylko nie mdlej! Jedziemy do szpitala!
Wziąłem ją na ręce łapiąc przypadkowy ręcznik by przyłożyć go do ran i pobiegłem z nią do samochodu aby jak najszybciej znaleźć się w szpitalu.
***
Od godziny siedzę przed salą, w której położyli Van. Odchodzę od zmysłów widząc pielęgniarki co chwilę wchodzące tam z woreczkiem krwi lub kroplówką i wychodzące z zakrwawionymi ręcznikami, chusteczkami, gazami i innymi pierdołami, i nikt nie chce powiedzieć mi co się z nią dzieje.
-Przepraszam.- Czyjś głos wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem w górę aby ujrzeć lekarza.-Pan je...
-Co z Vanessą?- Przerwałem mu wstając.
-No właśnie. Kim pan jest dla pacjętki?
-Chł... Nażeczonym. Co z nią?!
-Musieliśmy zatamować krwawienie, co było naprawdę ciężkie i zszyć rany, ponieważ rozcinały one poprzednie i bez zszycia mogłaby się wykrwawić. Podajemy teraz krew i kroplówkę, więc niedługo powinny wrócić jej siły. I mam jeszcze warzne pytanie. Ponieważ wiem, że nie pocięła się pierwszy raz, czy jest pod opieką psychologa?
-Tak. Tak. Mogę do niej wejść.
-Tak, pr...- Nie czekałem aż dokończy tylko pchnąłem drzwi i w sekundzie siedziałem przy Vanessie.
-Vani słonko.- Mówiłem cicho, łapiąc jej dłoń i głaszcząc ją. Powoli otworzyła oczy i spojrzała na mnie, lekko się uśmiechając.
-Dziękuję Niall.
-Za co?
-Nie wiem. Za wszystko co dla mnie robisz. Za to, że mi pomogłeś. Gdyby nie ty mogłabym umrzeć.
-Nie mogłabyś. Nawet o tym nie myśl.
-Okej. Niall? Jak mogę ci podziękować?
-Wyjdz za mnie.
Spojrzałem na nią niepewnie spotykając jej szerokie oczy.
-Proszę. Chcę żebyś była tylko moja. Żebym mógł się tobą opiekować. Żebyśmy razem rozwiązywali problemy. Żebyśmy wychowali nasze dzieci. Po prostu żebyś była Panią Horan.
Vanessa Horan. Vani Horan. Horan. Jak to pięknie brzmi.
Dziewczyna przez chwilę nic nie mówiła ale lekko skinęła głową i ścisnęła moją rękę.
-Dobrze... Wyjdę za Ciebie.
~*~
Więc cześć.
Jest weekend czyli jak mówiłam nowy rozdział.
Wedłóg mnie trochę nudny i takie tam jak zwykle.
A teraz taka sprawa.
A mianowicie.
Codziennie mam ponad 20 wyświetleń.
DOWÓD A.
A gdy dodam rozdział jest ich ponad 50.
Następnie. Mimo tylu wyświetleń są tylko dwa lub trzy komentarze.
DOWÓD B.
I posiadam tylko jednego obserwatora.
DOWÓD C.
WIĘC PROSZĘ.
JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ/AŚ TEN ROZDZIAŁ ZOSTAW KOMENTARZ! CHOCIAŻ KROPKĘ CZY ZWYKŁE "PRZECZYTANE". CHCĘ WIEDZIEĆ ILE OSÓB TO CZYTA.
Dziękuję.

niedziela, 16 marca 2014

Chapter thirteen.

-Co do cholery?!- Krzyknąłem, gdy ktoś popchnął mnie na ścianę w korytarzu.
-Ty mały gówniarzu! Jak mogłeś wydać trzydzieści pięć tysięcy w dwa dni na głupią dziwkę, której nawet nie posiadasz?! Jesteś nieodpowiedzialny! To były nadal MOJE ciężko zarobione pieniądze a ty od tak marnujesz je na bezużyteczną szmatę!- Mój ojciec krzyczał jak opętany.
Zanim zdążyłem coś powiedzieć poczułem pięść na mojej twarzy a następnie na brzuchu. Zgiąłem się w pół i wyplułem krew z ust.
-Jesteś małym śmieciem!- Syknął prosto w moją twarz a ja poczułem od niego alkohol.
Znowu pił. Boże pomóż.
Ostatnio gdy był pijany miałem złamane dwa żebra. Miałem wtedy pięć lat. Pięć!
Spojrzałem na niego ze strachem tak jak tamtego dnia.
Znowu będą problemy.
-I co się gapisz gnoju?! Wynoś się z tego domu! Natychmiast!

-Niall! Niall obudź się!
Otworzyłem szeroko oczy i usiadłem prosto na łóżku. Mój oddech był przyspieszony i urwany. Bolała mnie głowa i brzuch.
-Niall?
Spojrzałem szybko przed siebie i trochę się uspokoiłem widząc przed sobą Vanessę.
-C..Co ja tu robię?- Zapytałem rozglądając się po beżowym pokoju.
-Przyjechałeś do mnie, pamiętasz? Po tym jak twój ojciec... Wiesz.
-Oh.. Um.. T-tak. Przepraszam z-za kłopot. L-lepiej już pójdę.- Mruknąłem i chciałem wyjść z łóżka ale zostałem powstrzymany przez niebieskowłosą.
-Zostań. Jesteś roztrzęsiony. A poza tym masz wielkiego siniaka na brzuchu.- Popchnęła mnie lekko spowrotem na łóżko a ja zmarszczyłem brwi.
-S-skąd wiesz?
-Ja... Miałam podobną sytuację dwa lata temu. Ale ona była jeszcze gorsza.- Westchnęła i uśmiechnęła się smutno.
-G-gorsza?
Ugh, jąkam się. Tak samo jak czternaście lat temu.
Tyle że jest gorzej.
-Nie chcę teraz o tym mówić. Chcesz coś do picia lub jedzenia?
-Uh. N-nie. Nie chcę robić kłopotu.
-Żaden kłopot. Mam dla ciebie kanapki.
*Vanessa's POV*
Podałam mu talerz z kanapkami z ogórkiem i pomidorem. Wziął je ode mnie ostrożnie i szybko zjadł. Zaśmiałam się na co spojrzał na mnie pytająco.
-Masz masło na policzku.- Ponownie się zaśmiałam i wyciągnęłam rękę do jego twarzy ale gwałtownie ode mnie odskoczył. Moja ręka nadal wisiała w tym samym miejscu, gdy patrzyłam w jego przerażone oczy. Spojrzał na mnie podejrzliwie i dotknął swojego policzka ścierając z niego masło. Moja ręka opadła bezwładnie na moje kolana a w głowie miałam totalny mętlik. Niall podskoczył gdy usłyszeliśmy trzask drzwi frontowych.
-Vaan?- George krzyknął z dołu a w oczach blondyna pojawiły się łzy.
Naprawdę się boi.
-Idę.- Krzyknęłam ciszej.- Poczekaj tu. Zaraz wrócę.- Uśmiechnęłam się lekko do Nialla na co pokiwał głową i zakopał się pod kołdrą po sam czubek nosa.
Może teraz taki jest, ale gdy mu przejdzie, znów będzie... Sobą.
-Co?- Zapytałam stając obok Georga przy wysepce kuchennej.
-Mam tą maść.- Podał mi mały kartonik z maścią, po którą specjalnie pojechał.-Jak się czuje?
-Nie najlepiej. Jest roztrzęsiony. Wracam do niego.
Weszłam po schodach i po chwili ponownie siedziałam obok Nialla.
-Niall? Mam tu taką maść. Dzięki niej brzuch przestanie cię boleć i siniak szybciej zniknie. Mogę?
Chłopak ostrożnie odsunął z siebie kołdrę i podniósł koszulkę tak abym widziała tylko jego brzuch. Umięśniony brzuch.
Odkręciłam zakrętkę i wylałam trochę mazi na miejsce w którym był siniak. Odłożyłam tubkę na stolik nocny i delikatnie rozsmarowałam maść na kawałku jego ciała. Uczucie chłodu chyba mu pasowało, bo westchnął przeciągle.
-P-policzek?- Niall spojrzał na mnie z lekką ulgą.
-Też go posmarować?- Zapytałam delikatnie na co skinął głową. Ponownie wylałam mniejszą ilość maści na palce i powoli zbliżyłam ją do jego czerwonego policzka.
-Nie bój się. Nic ci się nie stanie.- Zapewniłam i pogłaskałam go po ramieniu i policzku wsmarowując w niego maść.
-Gotowe.- Oznajmiłam i wytarłam ręce w chusteczkę.-Chcesz się przespać?- Zapytałam a on przytaknął. Uśmiechnęłam się lekko i odwróciłam się z zamiarem wyjścia, ale zatrzymał mnie.
-Zostań.- Poprosił przesuwając się na drugą połowę łóżka, robiąc dla mnie miejsce. Wgramoliłam się pod kołdrę i ułożyłam wygodnie. Po chwili Niall obejmował moje biodra i położył głowę na moim brzuchu. Westchnęłam i zaczęłam bawić się jego włosami.
-Vanessa?- Niall mruknął bawiąc się skrawkiem mojej bokserki.
-Hmm?
-Dlaczego jesteś dla mnie taka miła?- Podniósł głowę do góry i spojrzał na mnie z dołu.
-Bo wiem co przeżywasz.
-Chodzi o to co, o czym mówiłaś?
-Tak.
-A powiesz mi o co chodzi?
-Uh... Może kiedyś. Nie chcę do tego wracać.
-Okej.
-Dobra, zostawię cię, żebyś mógł się wyspać.- Poklepałam go po ramieniu i chciałam wstać ale mnie przytrzymał.
-Nie.
-Niall musisz się przespać. Nie masz wystarczająco sił.
-Jeśli mnie zostawisz będę miał koszmary.
-Dobrze, zostanę.
Chłopak uśmiechnął się i mocniej do mnie przytulił.
***
Stoję na piasku i uświadamiam sobie, że jestem na plaży. Wszystko jest piękne. Lekki wiatr rozwiewa moje włosy i tworzy fale na morzu. Różne ptaki latają nad wodą, nawet takie których nie powinno tu być. Zachodzące słońce daje pomarańczowy blask na cały otaczający mnie świat. Mam na sobie białą sukienkę i trampki.
Warkot silnika.
Po chwili na plaży pojawia się motor, a na nim jakiś chłopak, ubrany na czarno. Zatrzymuje się kilka metrów przede mną. Odpina kask i chce go zdjąć...
Zdejmuje go.
Moje oczy rozszerzają się do granic możliwości, usta szeroko otwierają, a nogi robią się galaretowate.
Nie. Nie wierzę.
Nie możliwe.
Nie.*
-Vanessa. Vanessa spóźnisz się do szkoły.-Usłyszałam nad sobą czyjś głos.
Wymamrotałam coś niewyraźnie w poduszkę i otworzyłam oczy.
-Dzień dobry Smerfetko.
-Nie nazywaj mnie Smerfem!- Warknęłam wściekle, patrząc na Nialla.
-Prze-przepraszam. Nie.. Nie chciał-łem.- Spuścił głowę.
-Nie to ja przepraszam. Możesz nazywać mnie jak chcesz. Dlaczego już nie śpisz?
-Um.. Mój ojciec dzwonił. Znowu na mnie nakrzyczał, wyzywał, klną i... i... G-groził mi.
-Co? Jak to ci groził?
-P-powiedział, że jeśli nie będziemy się spotykać karze Max'owi załatwić wszystko jak zwykle, czyli brutalnie. Ja nie chcę żeby coś ci się stało.
-Czemu mamy się spotykać?
-Tradycja, pamiętasz?
-Uh... Racja. A Ty tego chcesz?
-Ja... Ja... Uh. T-t-tak.- Szepnął i mocno się zarumienił. Matko. Jaki słodki.-A T-ty?
-Uh. Ym. No...
-Vanessa!- Kocham cię George!
-Idę!
Szybko wygramoliłam się z łóżka i zbiegłam po schodach do korytarza. George zakładał swoją kurtkę a obok niego stała jego walizka.
-Wyjeżdżasz?
-Tak. Ale tylko na tydzień.- Zapewnił i zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku.
-Okej. Przywieź mi jeszcze jedną pizzę i pozdrów rodziców.
-Dobrze. Pa.
Pomachał mi na pożegnanie i wyszedł.
-Gdzie pojechał?
Niall zszedł po schodach i ruszył za mną do kuchni.
-Do Włoch.- Mruknęłam i wgryzłam się w zielone jabłko.
-Oh. Jadę dziś do biura. Podrzucę cię do szkoły.
-Uh. Nie chcę do szkoły.-Jęknęłam marszcząc nos.-Wiem! Pojadę z tobą!- Krzyknęłam uradowana.
-Nie wiem.
-Proszę.- Wydęłam dolną wargę
-Dobrze.
-Tak.- Szepnęłam szczęśliwie a chłopak się zaśmiał.
-Ale!- Podkreślił.-Musisz udawać moją dziewczynę.
-Czemu?
-Bo wszyscy w biurze donoszą mojemu ojcu, a on musi uwierzyć, że jesteśmy razem, bo nie da nam spokoju.
-Okeej.
***
-Dzień dobry panie Horan. Dzień dobry pani Evans.- Blondynka z recepcji uśmiechnęła się do nas, gdy weszliśmy do biurowca.
-Dzień dobry, Abigail. Cześć.- Powiedzieliśmy równo, a Niall od razu pociągnął mnie za rękę do windy.
-Ile ona ma lat?- Zapytałam, gdy blondyn wcisnął odpowiedni guzik.
-41. A co?
-Wow. Też chcę tak wyglądać w takim wieku.
-Będziesz ładniejsza.- Uśmiechnął się nieśmiało i zarumienił.
-Czyli teraz jestem brzydka?- Zaśmiałam się.
-Nie! Nie to miałem na myśli. Jesteś piękna. Chodziło mi o to, że...
-Niall, spokojnie. Tylko żartowałam.
-To dobrze. Ale i tak jesteś śliczna.
-Dziękuję.- Uśmiechnęłam się i cmoknęłam go w policzek przez co jeszcze bardziej się zarumienił.
Drzwi windy rozsunęły się a my ruszyliśmy do gabinetu Nialla. Chłopak otworzył przede mną drzwi a następnie zamknął je za sobą.
-Dzień dobry mój synu i moja śliczna synowo.
Nasze głowy wystrzeliły w stronę biurka. Na skórzanym fotelu z rękami za głową siedział ojciec Nialla.
-Synowa?- Zapytałam podnosząc brwi do góry.
-No przecież jesteście razem, tak? Czy może jednak nie?
-No tak, przecież ci mówiłem.
-Dobrze. Pewnie zastanawiacie się po co tu jestem, hm?- Zrobił małą przerwę i spojrzał na nas kładąc ręce płasko na biurku.-Otóż mam dla was wiadomość. Tak jak mówi tradycja, jeśli już się spotykacie za jakiś hmm... tydzień lub dwa, weźmiecie ślub.- Wymówił powoli i uśmiechnął się kpiąco.
-ŚLUB?!
Jaki kurwa ślub?!
~*~
*Sen Vanessy z 1 rozdziału.
Nie mam chyba nic do powiedzenia przy tym rozdziale, oprócz tego, że przepraszam, że wstawiam go tak późno.
Więc, do następnego :D

czwartek, 6 marca 2014

Chapter twelve.

-Jestem.- Niall wszedł do gabinetu z plikiem broszurek.
-Co to?- Zapytałam gdy położył je na stoliku przede mną.
-Broszury wakacyjne.- Uśmiechnął się szeroko a ja podniosłam brwi do góry.
-Wakacyjne?
-No. Jedziemy razem na wakacje... Gdziekolwiek zechcesz.
-Co? My? Razem? Nie ma mowy.
-Daj spokój. Chyba nie wolałabyś jechać z Georgem.
-Owszem wolałabym.
-Co ty w nim widzisz? Jestem od niego o wiele lepszy! On jest zwykłym idiotą, który nic ci nie zapewni a ja mogę dać ci wszystko czego zapragniesz! Pomyśl kto jest dla ciebie lepszy! On pewnie ni...
-..I wyszłam.- Mruknęłam do Georga siedząc na miejscu pasażera.
-I to ja jestem idiotą?- Zaśmiał się i zatrzymał samochód na podjeździe.
-Oj Gugi. Jasne, że n...Uh, czekaj.
Wyciągnęłam dzwoniący telefon z kieszeni, przeciągnęłam kciukiem po ekranie i przyłożyłam go do ucha.
-Słucham?
-Vanessa...
-Niall?
-Vanessa proszę wybacz mi!
-Dlaczego miałabym to zrobić?
-Proszę... Proszę Cię o ostatnią szansę. Przyjadę po ciebie dziś o 20. Proszę zgódź się.
Przygryzłam wargę i spojrzałam na Georga, który patrzył na mnie podejrzliwie opierając się o wyspę kuchenną.
Chwila. Kiedy ja tu weszłam?
-Okej.
-Tak! Dziękuję! Do zobaczenia.
-Narazie.- Włożyłam telefon do kieszeni i spojrzałam na przyjaciela.
-Nie mów, że się z nim umówiłaś!- Spojrzał na mnie gniewnie a ja zrobiłam niewinno-smutną minę i się do niego przytuliłam.
Co ja wyprawiam?
*No one's POV*
Czas leciał nieubłagalnie szybko dla Vanessy i Georga. Dziewczyna zastanawiała się nad tym co dzieje się z jej jak dotąd nudnym życiem i myślała co założyć na jej spotkanie z Niallem.
Brunet cały czas obserwował przyjaciółkę i niezauważalnie podziwiał jej urodę.
Tak. Dobrze myślisz.
George kocha Van.
Ale niestety nie tak jak ona jego.
Za każdym razem gdy widzi Nialla chce mu wpierdolić za to co robi jego ukochanej.
To dziwne?
Czasami myśli czy nie pójść do jakiegoś psychiatry ale rezygnuje z tego wiedząc, że to miłość tak na niego działa.
Co na to poradzi?
Nic.
Niall przez godzinę przeglądał swoje koszule, bokserki, t-shirty i bóg wie co, nie wiedząc co dokładnie ma założyć.
Czy wypad do wesołego miasteczka nie jest zbyt dziecinny?
To pytanie nurtowało go od czasu gdy tylko wpadł na ten pomysł.
Ale do prywatnego miasteczka?
Gdzie wszystko jest tak jak on sobie zapragnie?
To już coś lepszego.
*Vanessa's POV*
20:00:00.
Równo z pojawieniem się ostatnich, czerwonych zer na elektronicznym budziku, zadzwonił dzwonek.
-Cześć.- Usłyszałam głos Nialla gdy schodziłam po schodach.
Podeszłam do drzwi i stanęłam obok Georga.
-Cześć. Gugi bądź miły! Przywitaj się.- Pacnęłam go lekko w ramię i uśmiechnęłam się szeroko.
-Cześć.- W jego głosie było pełno jadu gdy nadal wpatrywał się w Nialla ze złością.
-Okeeej. Będę niedługo, nie martw się!- Szybko pocałowałam policzek bruneta i ruszyłam za Niallem do jego samochodu.
***
-Gdzie jesteśmy?- Zapytałam rozglądając się dookoła.
Nic. Ciemność.
Nie było tu żadnego światła a księżyc schowany za chmurami nie pomagał w zobaczeniu czegokolwiek.
Ścisnęłam trochę mocniej dłoń chłopaka co odwzajemnił.
Gwizdnął. Po prostu gwizdnął.
Jest ciemno jak w tunelu a on gwizda?!
Nigdy nie zrozumiem.
Po chwili oślepiły mnie miliony świateł które rozbłysł dookoła mnie.
Zamknęłam oczy aby po chwili je otworzyć ale już przystosowane do jasności.
-Co... Jak...- Dukałam próbując ogarnąć gdzie jestem.
-Witaj w naszym prywatnym wesołym miasteczku! Może waty?- Zapytał wskazując na budkę ze słodyczem.
Pokiwałam radośnie głową i ruszyłam za nim po słodkość.
-Proszę.- Powiedziała kobieta podając mi różową watę i uśmiechnęła się miło.
-Dziękuję.- Odwzajemniłam uśmiech i zabrałam się za zjadanie cukru.
-Więc co chcesz robić najpierw?
-Umm...- Mruknęłam rozglądając się a mój wzrok utknął na jednej z budek.-Tam!- Krzyknęłam i pobiegłam do stoiska ciągnąc za sobą Nialla.
-Wygraj mi SpongeBoba!- Rozkazałam z uśmiechem wskazując na zabawkę w kształcie kanciastoportej gąbki.
-Okej.
Niall wziął do rąk ogromny młotek i podniósł go ponad swoją głową aby następnie opuścić go z hukiem. Dzwonek na samej górze gry wydał z siebie charakterystyczny dźwięk a Niall odebrał od innej kobiety pluszaka i mi go wręczył.
-Dzięki!
-Proszę bardzo. Chodźmy zagrać w kosza.
Pociągnął mnie za rękę do budki naprzeciwko w efekcie czego upuściłam moją watę na ziemię.
-Ooou...- Jęknęłam patrząc smutno na różowy puch brudny od ziemi.
-Nie martw się. Dostaniesz nową.- Niall uśmiechnął się i wziął jedną z pięciu piłek koszykowych i rzucił nią do kosza. Położyłam moją maskotkę na ławce niedaleko nas i biorąc piłkę również nią rzuciłam. Oczywiście trafnie.
-Nieźle. Może mały zakład tak jak z Georgem?
-Zakład tak, ale nie o to co z Geo.
-Hmm.. Dobra mam! Jeśli wygram pójdziesz ze mną na kolację. Ale lepszą niż ostatnio.
-Okeej. A jeśli ja wygram pomożesz mi spełnić takie jakby marzenie Georga.
-Zgadzam się.
Rzucaliśmy piłki pokolei do kosza i każdy nasz rzut był trafny. Powoli się męczyłam i postanowiłam to zakończyć.
-Dobra! Ostatni rzut.- Rozkazałam i celnie trafiłam.
-Okej. Rzucam za trzy.- Uśmiechnął się i ustawił w większej odległości.
Jeśli trafi, przegram.
Wiem!
Podeszłam do niego i gdy ponownie odwrócił się w stronę kosza szybko cmoknęłam go w usta i usiadłam na ławce biorąc zabawkę na kolana.
Niall stał zdezorięntowany i patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. Skinęłam głową w stronę kosza. Chłopak odwrócił do niego głowę i przymierzył się do rzutu. Jego ręce trzęsły się ale udało mu się rzucić piłkę. Celnie.
Jak?!
-Wygrałem!- Krzyknął szczęśliwie i podskoczył lekko. Wyglądał teraz jak mały chłopiec a nie poważny 'biznesmen'.
-Jutro idziemy na kolację.- Rozkazał a ja zmarszczyłam brwi.
-To znaczy... Czy pasuje ci jutro iść ze mną na kolację?-Poprawił się i przygryzł wargę patrząc na mnie uważnie.
-Taa... Jasne.
-Super! To gdzie teraz?
***
-Wiesz, chyba musimy już iść. Nie to, że się nudzę! Nie! Po prostu muszę rano jechać na ważne spotkanie i...
-Niall okej. Rozumiem.
-To dobrze.
-A mogę wiedzieć w jakiej sprawie?
-Um.. Biznes.
*Niall's POV*
A no wiesz, mam prawie całodniową terapię u psychologa, bo mój ojciec dowiedział się, że cię nie posiadam a gdy wspomniałem o danej tobie obietnicy zrobił się dziwny a następnego dnia dowiedziałem się, że mam wizytę u psychologa.
Taaak. Na pewno nic się nie stanie.
~*~
Wiem, że jest nudny i krótki.
Przepraszam , że tak długo, ale naprawdę nie miałam na niego pomysłu :/
Dziękuję za komentarze :D
Jak tak nowy wygląd bloga? Podoba się?
Może pobawimy się w pytania do bohaterów? ^^
Wolicie Nialla czy Georga?
Do następnego.