-Jaki ślub? O czym pan mówi?
Byłam tak zdezoriętowana jak jeszcze nigdy.
-Mów mi Bobby. W końcu będę twoim teściem.
Teściem? Co?
-Przepraszam?
-Oh. Niall nie uprzedziłeś jej?- Zapytał przekręcając głowę w bok.-Nie wspominałeś o naszym planie?
-Tato...
-Jakim planie?
-Czyli jednak nic nie powiedziałeś. Oj synu, synu.-Bobby pokręcił głową patrząc na Nialla i znów na mnie.-Nasz plan to wasz ślub. Dobrowolnie czy nie, ale ślub.
-Co?
-Tato to jest nie aktualne. Jeśli Vanessa nie chce to nie zmuszę jej do tego.-Niall odezwał się cicho ale pewnie.
-Nie aktualne? No co ty. Już wszystkich poinformowałem. Nawet twój ojciec przyszedł dziś na nasze spotkanie. Do twojej mamy niestety nie mogłem się dodzwonić.
-M-mój ojciec?- Mój głos zadrżał a oczy rozszerzyły się.
-Tak.-Przytaknął i wcisnął jeden z guzików na telefonie.-Abigail poproś pana Evansa do biura.- Rozkazał i uśmiechnął się do mnie.
-Nie! Proszę go zatrzymać! Niech tu nie przychodzi!- Zaczęłam panikować a w oczach poczułam łzy.
-Dlaczego?- Niall i Bobby zapytali równo a ja przejechałam po nich wzrokiem.
-Bo...
-Dzień dobry panie Horan.
Nie.
Odwróciłam się gwałtownie do drzwi a moje serce przestało bić.
-Vanessa.- Mój ojciec, choć nie powinien mieć tego miana, wyszeptał moje imię i zrobił krok w moją stronę.
Podskoczyłam w miejscu i schowałam się za zdezoriętowanym Niallem.
-Vansi, słonko.
Vansi.
To przezwisko sprawiło, że wybuchnęłam niepochamowanym płaczem. Niall odwrócił się do mnie przodem i przytulił do siebie. Wtuliłam się w niego mocno i zaczęłam plamić łzami jego marynarkę i koszulę.
-Ciii... Nie płacz... Dlaczego płaczesz?- Blondyn głaskał mnie po plecach i szeptał uspokajające słówka.-Dlaczego ona płacze?- Zapytał ponownie, gdy nie dostał odemnie odpowiedzi.
-Ja-ja... Zabierz m-mnie stąd.- Wymamrotałam w jego pierś.
-Vanessa proszę. Porozmawiaj ze mną.- James odezwał się ponownie, ale nie zwróciłam na to uwagi i wtuliłam się mocniej w Nialla.
-N-Niall proszę.
-Dobrze, chodzmy.- Chłopak objął mnie ramieniem w talii i wyprowadził z pokoju. Nie otwierałam oczu nie chcąc widzieć twarzy mojego ojca. Szłam w ciemno prowadzona przez Nialla. Po chwili siedzieliśmy już w samochodzie w drodze do mojego mieszkania. Blondyn ciągle mnie przytulał a z moich oczu nadal płynęły łzy. Samochód zatrzymał się a Niall pomógł mi z niego wysiąść i zaprowadził mnie na kanapę w salonie.
-Vanessa już dobrze. Spokojnie, jesteśmy sami. Nikogo innego. Tylko ty i ja. Nic ci się nie stanie.
-Muszę do łazienki.- Opanowałam łzy, aby mieć dość dobrą widoczność i pobiegłam do mojej łazienki zamykając drzwi na klucz. Podeszłam do szafki pod umywalką i otworzyłam ją. Wzięłam pilniczek do paznokci i jego czubkiem otworzyłam małą skrytkę pomiędzy półkami. Wyjęłam z niej jedną z żyletek i trzasnęłam drzwiczkami szafki.
Dlaczego tam?
George i Hannah wyrzucają wszystkie żyletki jakie tylko przy mnie znajdą, a ja muszę sobie jakoś radzić.
-Vanessa? Vanessa otwórz drzwi!- Niall krzyczał i szarpał za klamkę póbując dostać się do łazienki.
Ignoruj.
Mój brzuch zaburczał a ja spojrzałam w dół na niego. Podeszłam do prysznica i stanęłam na wadze, która leżała obok.
41.
Westchnęłam cicho.
Jeden pieprzony kilogram za dużo!
Zeszłam z wagi i spowrotem spojrzałam na żyletkę. Usiadłam przy wannie i położyłam głowę na jej ściance. Nabrałam powietrza do płuc i powoli je wypuściłam.
Dlaczego...
Pierwsza kreska.
On?
Druga kreska.
Dlaczego...
Trzecia kreska.
Tu...
Czwarta kreska.
Jest?
Piąta kreska.
-Vanessa proszę wyjdz!
Dlaczego...
Szósta kreska.
To...
Siódma kreska.
Wtedy...
Ósma kreska.
Zrobił?
Dziewiąta kreska.
Dlaczego...
Dziesiąta kreska.
Już...
Jedenasta kreska.
Go...
Dwunasta kreska.
Wypuścili?
Trzynasta kreska.
Dlaczego...
Czternasta kreska.
Wrócił?
Piętnasta kreska.
-Vanessa otwórz!
Dlaczego...
Szesnasta kreska.
Żyję?
Siedemnasta kreska.
Dlaczego?
Osiemnasta kreska.
-Dlaczego?
Dziewiętnasta kreska.
Dziewiętnaście kresek. Dziewiętnaście lat męczarni zwanej życiem.
Dlaczego?
*Niall's POV*
-Słucham?
-George tu Niall. Posłuchaj. Vanessa zamknęła się w łazience. Macie tu gdzieś zapasowy klucz?
No co?
Nie mogę się z nią dogadać, to muszę sobie jakoś poradzić.
-W środku dn... Kurwa! Napewno się pocięła! Nad framugą drzwi jest jeden, a jeśli nie to w kuchni w szufladzie, środkowa szafka.
Przejechałem ręką po wskazanym miejscu i faktycznie znalazłem tam klucz.
-Dobra mam. Dzięki.
Rozłączyłem się i włorzyłem klucz do zamka przekręcając go. Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Vanessa siedziała przy wannie ściskając w prawej dłoni żyletkę a z jej lewego nadgarstka ciurkiem spływała krew tworząc wielką plamę na białych płytkach.
-Vanessa! Boże! Vanessa!- Podbiegłem do niej i złapałem jej rękę.-Ile ty tego zrobiłaś?!- Pisnąłem wycierając krew ręcznikiem.
-19.- Szepnęła. Jej głos był słaby tak samo jak ona. Zamknęła oczy a jej głowa poleciała w dół.
-Vanessa tylko nie mdlej! Jedziemy do szpitala!
Wziąłem ją na ręce łapiąc przypadkowy ręcznik by przyłożyć go do ran i pobiegłem z nią do samochodu aby jak najszybciej znaleźć się w szpitalu.
***
Od godziny siedzę przed salą, w której położyli Van. Odchodzę od zmysłów widząc pielęgniarki co chwilę wchodzące tam z woreczkiem krwi lub kroplówką i wychodzące z zakrwawionymi ręcznikami, chusteczkami, gazami i innymi pierdołami, i nikt nie chce powiedzieć mi co się z nią dzieje.
-Przepraszam.- Czyjś głos wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałem w górę aby ujrzeć lekarza.-Pan je...
-Co z Vanessą?- Przerwałem mu wstając.
-No właśnie. Kim pan jest dla pacjętki?
-Chł... Nażeczonym. Co z nią?!
-Musieliśmy zatamować krwawienie, co było naprawdę ciężkie i zszyć rany, ponieważ rozcinały one poprzednie i bez zszycia mogłaby się wykrwawić. Podajemy teraz krew i kroplówkę, więc niedługo powinny wrócić jej siły. I mam jeszcze warzne pytanie. Ponieważ wiem, że nie pocięła się pierwszy raz, czy jest pod opieką psychologa?
-Tak. Tak. Mogę do niej wejść.
-Tak, pr...- Nie czekałem aż dokończy tylko pchnąłem drzwi i w sekundzie siedziałem przy Vanessie.
-Vani słonko.- Mówiłem cicho, łapiąc jej dłoń i głaszcząc ją. Powoli otworzyła oczy i spojrzała na mnie, lekko się uśmiechając.
-Dziękuję Niall.
-Za co?
-Nie wiem. Za wszystko co dla mnie robisz. Za to, że mi pomogłeś. Gdyby nie ty mogłabym umrzeć.
-Nie mogłabyś. Nawet o tym nie myśl.
-Okej. Niall? Jak mogę ci podziękować?
-Wyjdz za mnie.
Spojrzałem na nią niepewnie spotykając jej szerokie oczy.
-Proszę. Chcę żebyś była tylko moja. Żebym mógł się tobą opiekować. Żebyśmy razem rozwiązywali problemy. Żebyśmy wychowali nasze dzieci. Po prostu żebyś była Panią Horan.
Vanessa Horan. Vani Horan. Horan. Jak to pięknie brzmi.
Dziewczyna przez chwilę nic nie mówiła ale lekko skinęła głową i ścisnęła moją rękę.
-Dobrze... Wyjdę za Ciebie.
~*~
Więc cześć.
Jest weekend czyli jak mówiłam nowy rozdział.
Wedłóg mnie trochę nudny i takie tam jak zwykle.
A teraz taka sprawa.
A mianowicie.
Codziennie mam ponad 20 wyświetleń.
DOWÓD A.
A gdy dodam rozdział jest ich ponad 50.
Następnie. Mimo tylu wyświetleń są tylko dwa lub trzy komentarze.
DOWÓD B.
I posiadam tylko jednego obserwatora.
DOWÓD C.
WIĘC PROSZĘ.
JEŚLI PRZECZYTAŁEŚ/AŚ TEN ROZDZIAŁ ZOSTAW KOMENTARZ! CHOCIAŻ KROPKĘ CZY ZWYKŁE "PRZECZYTANE". CHCĘ WIEDZIEĆ ILE OSÓB TO CZYTA.
Dziękuję.
Fajny rozdział. Teraz się zastanawiam czy Van zgodziła się na ślub, bo Niall uratował jej życie czy może dlatego, że ona coś do niego czuję. Kocham to fanfiction i dziękuję, że poświęcasz czas na pisanie go. Kocham Cię. xx
OdpowiedzUsuńOMFG!! Swietny jest.
OdpowiedzUsuńAaaaaaa!!! Zgodzila sie. @mysweetiejade
Kocham ♥ Jesteś tak wspaniale utalentowana!!!
OdpowiedzUsuńOszesz ty, ona się zgodziła!
OdpowiedzUsuńNie no, nie wierzę kanfnsmnfmsnfnwnfkand *o*
Vanessa Horan...serio, ładnie brzmi haha :)
Kurdaczki, kocham to fanfiction ♥
Pozdro xx
Red♡
świetne *.* kocham to ! Ciekawe o co chodzi z ojcem Van :o xx Ell
OdpowiedzUsuńTwoja kropka ;) "."
OdpowiedzUsuńTo jest OMG Będzie ślub *.*
OdpowiedzUsuń-Biała :*