środa, 22 stycznia 2014

Chapter seven.

-Vanessa. Vanessa obudź się.- Poczułam jak ktoś głaszcze moje ramię. Mruknęłam niezadowolona z pobudki i naciągnęłam kołdrę po sam czubek głowy.
-Smerfie wstawaj.- Ktoś się zaśmiał.
-Nazwij mnie tak jeszcze raz a urwę ci głowę.- Warknęłam wychylając głowę zza kołdry piorunując Nialla wzrokiem.
-Dzień dobry piękna.- Uśmiechną się a ja zakopałam się pod kołdrą.-Wstawaj kotku.- Szturchnął moje ramię śmiejąc się cicho.
-Odejdź paszczurze.- Syknęłam.
-Nie bądź taka okrutna Smerfie.- Mam go dość. Gwałtownie wstałam i ruszyłam w stronę łazienki. Po dwóch krokach zakręciło mi się w głowie a przed oczami zrobiło się czarno. Upadłabym gdyby Niall mnie nie złapał.
-Nic ci nie jest?- Zapytał trzymając mnie za biodra i pomagając utrzymać równowagę.
-Nie. Jest dobrze. Po prostu za szybko wstałam.- Mruknęłam i już bez przeszkód doszłam do łazienki. Załatwiłam potrzebę fizjologiczną i wzięłam prysznic. Po chwili uświadomiłam sobie, że nie mam nic do ubrania. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam z łazienki by wziąć ciuchy.
-Van.- Podskoczyłam w miejscu na dźwięk głosu Nialla. Zlustrował mnie wzrokiem i oblizał usta.
-Co?- Zapytałam wybudzając go z transu.
-Idziemy dziś na obiad do moich rodziców, więc ubierz ciuchy, które położyłem ci na łóżku, dobrze?- Skinął w stronę łóżka.
-Okej.- Przytaknęłam.-Em Niall?
-Tak?
-Dlaczego kupujesz mi ciuchy?
-Bo mi się podobają i wyglądają jeszcze lepiej na Tobie.- Uśmiechnął się. Skinęłam głową biorąc ciuchy i wróciłam do łazienki. Ubrałam białą koszulę i wciągnęłam ją w czarne rurki. Założyłam na nogi białe trampki z czarnymi sznurowadłami a na lewy nadgarstek kilka bransoletek. Wyszłam z łazienki i ruszyłam do kuchni w której Niall zajadał suche czekoladowe płatki.
-Chcesz?- Wyciągną w moją stronę paczkę.
-Nie, dziękuję. Kiedy jedziemy do twoich rodziców?
-O 13 czyli... Teraz.- Szybko odłożył paczkę na blat i łapiąc mnie za rękę ruszył w stronę drzwi. Wolną ręką wyciągnął z kieszeni telefon i przyłożył go do ucha.
-Zayn, jesteś już? No to się pospiesz!- Zakończył krótką konwersację i schował telefon do kieszeni. Wyszliśmy z domu a Niall zamknął drzwi na klucz.
Gdy się odwróciłam na podjeździe stał czarny Range Rover, a przy nim jakiś chłopak. Ładny chłopak.
Miał czarne włosy z blond pasemkiem zaczesane do góry, ciemniejszą karnację, brązowe oczy i lekki zarost. Ubrany był w garnitur. Nie no błagam! Wszyscy tak chodzą?
-Van. To mój szofer i jeden z ochroniarzy- Zayn. Zayn to Vanessa- moja dziewczyna.- Przedstawił nas a my uścisnęliśmy sobie dłonie. Zaraz... co?
-Nie jestem twoją dziewczyną.- Warknęłam na niego.
Zayn otworzył tylne drzwi samochodu, więc wsiadłam do niego nie chcąc aby długo czekał. Zaraz za mną wsiadł Niall i spiorunował mnie wzrokiem.
-Musisz ze mną współpracować! Przez ten tydzień będziesz moją dziewczyną... no może więcej niż tydzień.- Mrugnął do mnie przez co gotowałam się w środku.
-Posłuchaj! Nie jestem i nigdy nie będę twoją dziewczyną! Jestem tu teraz tylko dlatego, że postanowiłeś uprzykrzyć mi życie za to, że nie rozmawiałam z tobą w jedną noc, bo na więcej zgadzają się tylko dziwki! Więc przestań pieprzyć głupoty i daj mi przeżyć ten cholerny tydzień po którym i tak zapomnisz, że istnieję panie 'prezesie'!- Zakończyłam monolog i odwróciłam się od niego. Słyszałam jak westchnął gniewnie i zaczął szybciej oddychać.
-Bądź moją dziewczyną tylko przed moim ojcem! Musisz to zrobić!
-Niby dlaczego, huh?
-Bo... No... Nie mogę powiedzieć.
-Więc ja nie mogę się zgodzić. Proste.
Przez resztę drogi nikt się nie odzywał. Dopiero gdy przy wejściu powitali nas rodzice Nialla każdy zaczął coś mówić.
-Oh, witaj. Ty jesteś Vanessa, tak? Ja jestem Maura, mama Nialla.- Kobieta około czterdziestki przytuliła mnie na powitanie. Dziwne.
-Tak, to ja. Miło panią poznać.- Uśmiechnęłam się do niej miło.
-Mnie już znasz.- Uśmiechnął się Bobby ściskając moją rękę.
-Tak, pamiętam.- Zaśmiałam się.
-Dobrze dosyć tych pogaduszek. Idziemy do stołu. Tam lepiej się rozmawia.- Zachęciła Maura i machnęła do nas ręką.
Wszyscy ruszyli za nią do jadalni.
Po środku stał zapełniony jedzeniem stół z czterema krzesłami naprzeciwko siebie.
-Siadajcie.- Ponaglił Bobby siadając z małżonką do stołu.
Usiadłam naprzeciwko Maury a obok mnie Niall.
Wszyscy nałożyli sobie jedzenie na talerze a ja tylko przypatrywałam się potrawom.
-Dziecko, dlaczego nie jesz?- Zapytała Maura patrząc na mnie ciepło.
-Um... Ja..- Nie wiedziałam co powiedzieć. Chyba pierwszy raz w życiu.
-Ostatnio miała chorobę żołądkową i jest na specjalnej diecie.- Niall wyjaśnił broniąc mnie. Okej. Może być i tak.
-Oj biedactwo. Może przyrządzić Ci jakąś sałatkę?- Zapytała z troską Maura.
-Nie, dziękuję. Nie powinnam dużo jeść a niedawno jadłam śniadanie, więc...- Skłamałam, nie chcąc, by ktoś jeszcze dowiedział się o moich problemach.
-Dobrze. Jeżeli będziesz czegoś potrzebować to mów śmiało.
***
Gdy wszyscy zjedli (oprócz mnie oczywiście) Niall i Bobby poszli do gabinetu aby porozmawiać o spawach biznesowych a ja zostałam sama z Maurą.
-Więc Ty i Niall jesteście parą, tak?- Zapytała kobieta patrząc na mnie z zaciekawieniem.
-Nie, nie jesteśmy razem.- Zdeklarowałam na co jej oczy się rozszerzyły.
-Ale jak to nie? Przecież Niall powiedział, że się spotykacie.
-W takim razie mówił źle nie spotykamy się. Jesteśmy... Przyjaciółmi.
-O Boże.- Kobieta westchnęła i złapała się za głowę.
-Coś nie tak?
-Powiem ci coś, dziecko, ale obiecaj, że nikomu nie powiesz.
-Dobrze, obiecuję.
-Bo widzisz. Rodzina Horanów już od dawna kieruje tym biznesem i mają takie jakby tradycje związane z tym wszystkim. Jest ich kilka ale najważniejsze są trzy z nich. Pierwszą już poznałaś. Syn właściciela odziedzicza firmę w wieku 19 lat. Nasz Niall ukończył je w tamtym roku, ale było kilka trudności, a zresztą nie ważne. Druga mówi o tym, że właściciel musi mieć syna do ukończenia 30-stego roku życia, aby zawsze była osoba, która może prowadzić firmę. A trzecia jest wedłóg mnie najgorsza. Zaraz po otrzymaniu praw do zarządzania firmą nowy właściciel musi znaleźć dla siebie kobietę z którą się ożeni i dzięki niej będzie miał swojego zastępcę. Jak się okazuje Niall wybrał ciebie. W najblirzszym czasie powinniście być razem, a później Niall ci się oświadczy. Jeśli się nie zgodzisz, zostaniesz mu sprzedana i będziesz prawnie należeć do Nialla.
*Niall's POV*
-Więc na jakim jesteś etapie? Mam dzwonić do Maxa?- Zapytał ojciec opierając się o biórko
-Powiedziałbym, że tak, ale oni są brutalni, a nie chcę żeby coś jej się stało.- Odpowiedziałem niepewnie i usiadłem na kanapie.
-Już pałasz do niej uczuciem?- Zapytał zdziwiony i usiadł obok mnie.
-No... Bo ona jest inna niż wszyscy. Jak byłem tym kujonem to tylko ona się ze mnie nie śmiała. Wręcz przeciwnie. Obroniła mnie przed jednym z tych idiotów. Gdyby tego nie zrobiła wpierdoliłbym mu. Gdy na nią patrzę jestem spokojniejszy. Działa na mnie pozytywnie.
-Zakochałeś się w niej.- Uśmiechnął się i poklepał mnie po ramieniu.
-Co?- Przyznam się, że nigdy nie byłem zakochany. Nigdy.
-Dzięki niej czujesz się szczęśliwy, prawda? Nawet jeśli tylko na nią spojrzysz lub usłyszysz jej głos.- Przytaknąłem.- Gdy powiedziałeś, że nie chcesz aby coś jej się stało udowodniłeś, że się o nią troszczysz i chcesz ją chronić. Nie czułeś ukłucia zazdrości gdy pewnie przyglądała się Malikowi gdy pierwszy raz go zobaczyła? Czułeś coś?- Zapytał pedagogicznie ale miał rację.
-Tak. Czułem coś jak zniesmaczenie, gdy na niego patrzyła i z łatwością się z nim przywitała. Wtedy chciałem zwrócić na siebie jej uwagę by na niego nie patrzyła.
-Chcesz żeby była tylko twoja, prawda?- Zapytał na co ponownie przytaknąłem.-Więc pozwól mi zadzwonić do Maxa. Załatwi papiery i będziesz miał ją na własność.
Chwilę zastanawiałem się nad wszystkimi za i przeciw, choć wiedziałem jaka będzie odpowiedz.
Chcę by była tylko moja!
Pod każdym względem i w każdej sytuacji.
Jej idealne ciało, wredny charakterek, niebieskie włosy i nawet blizny będą tylko i wyłącznie MOJE!
~*~
No więc mamy tak jakby miły moment, wredną Van, egoistycznego Nialla i kilka ciekawych informacji.
Jak dla mnie rozdział jest nudny, ale chodziło mi głównie o lekkie wyjaśnienie Horanowych spraw.

sobota, 18 stycznia 2014

Chapter six.

Polecam przeczytać jeszcze raz rozdział piąty, ponieważ przypadkowo go usunęłam i musiałam pisać jeszcze raz, więc troszkę się zmieniło.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Nazwisko?- Zapytała młoda dziewczyna stojąca za wysepką 'recepcji'.
Patrzyła na Nialla wzrokiem zwierzęcia, które nie jadło kilka dni, przez co chciało mi się śmiać.
Co ja mówię? Ja duchowo pokładałam się ze śmiechu!
Zaciskałam usta najmocniej jak tylko mogłam, aby nie wybuchnąć śmiechem prosto w jej twarz. Nie udawało mi się to za bardzo, ponieważ kąciki moich ust podnosiły się do góry zdradzając moje rozbawienie.
-Horan. Niall Horan.- Odpowiedział chłopak i popatrzył na mnie karcącym wzrokiem.
Chyba poczuł, że trzęsę się ze śmiechu. Ups?
-Tak, jest. A Pani to..?- Spojrzała na mnie lustrując całe moje ciało z zazdrością widoczną w oczach i zatrzymała wzrok na moich włosach.
Tylko coś o nich powiedz, a nie będziesz miała twarzy, suko.
Uśmiechneła się kpiąco, ale gdy tylko zobaczyła chęć mordu w moich oczach skierowaną do niej, speszyła się i spojrzała ponownie na Nialla.
-To moja towarzyszka. Chyba wyraziłem się jasno, że chcę stolik dla dwojga.- Syknął w jej stronę.
Spojrzała spowrotem na grubą książkę przed nią i pokręciła głową.
-Rezerwacja na nazwisko Horan, stolik jednoosobowy.- 'Zacytowała' fragment rezerwacji.
Niall zacisną szczękę i ścisnął mocniej moją rękę na co syknełam, więc szybko rozluźnił uścisk.
-Proszę zawołać przełożonego.- Rozkazał formalnym tonem. Szybka zmiana.
-Ale..
-Czy ja mówię po japońsku? Proszę zawołać przełożonego! Więcej nie będę się powtarzał!- Podniósł głos, a ja potarłam kciukiem jego dłoń, aby się uspokoił.
Blondynka odeszła od nas i przeszła przez długi korytarz a następnie weszła do pokoju na jego końcu.
Po pięciu sekundach z owego pokoju wyszedł średniego wieku mężczyzna, poprawiający swój krawat i szybko podążał w naszą stronę.
-Dzień Dobry Panie Horan.- Skiną do Nialla, co ten odwzajemnił.
-Może mi pan wyjaśnić, co stało się z moją rezerwacją?- Warknął Niall.
Mężczyzna szybko spojrzał na książkę z rezerwacjami i westchnął.
-Ależ nic proszę pana. Wszystko jest tak jak pan sobie życzył. Widocznie nowa pracownica musiała się pomylić.- Wyjaśnił nerwowo. Widziałam jak się denerwował.
I czego się boisz człowieku?
-Dobrze, ale mam nadzieję, że więcej się to nie powtórzy.
-A-ależ oczywiście. P-proszę za mną. Pokażę państwu wasz stolik.- Zaczął iść w stronę sali, po drodze łapiąc dwie karty dań. Przeszedł całą salę aż do jakichś drzwi. Niall cały czas szedł za nim ciągnąc mnie za sobą. Mężczyzna otworzył drzwi, za którymi był średniej wielkości...ogród?
Ściany były wykonane ze szkła i porośnięte bluszczem. Dach (jeśli można to tak nazwać) również był szklany, dzięki czemu widać było piękne niezachmurzone niebo (co w Londynie jest rzadkością) i jedną, wczesną gwiazdę. Podłoga była wyłożona jasno-brązowymi panelami, które świetnie współgrały z doniczkami przeróżnych roślin. Na środku stał stolik przykryty białym obrusem i dwa krzesła ustawione po jego przeciwnych stronach. Stały na nim dwie, nowo zapalone, białe świeczki i wazon z niebieskimi różami*.
-Van?- Z zachwytu wyrwał mnie Niall, który stał przedemną trzymając w ręku jedną z ozdobnych róż- Proszę. Pasuje do twoich włosów.- Uśmiechnął się i wręczył mi kwiat.
-Dziękuję.- Odwzajemniłam uśmiech i przyjełam różę.
-Wyglądasz słodko kiedy się rumienisz.- Uśmiechnął się szerzej.
Szybko dotknełam moich policzków. Były ciepłe. Czy On sprawił, że ja się zarumieniłam?
Zaśmiał się i kładąc rękę na mojej talii zaprowadził mnie do stolika odsówając dla mnie krzesło.
***
-Więc..- Zaczął.-Jak w szkole?
-Dobrze... Jak na szkołę.- Zaśmiałam się, na co mi zawtórował.
-Od poniedziałku tam wracam.- Oznajmił na co pokiwałam głową.
-Dlaczego wogóle wyjechałeś?
-Musiałem dokończyć sprawy z upoważnieniem do zarządzania firmą.
-Zaraz po wyścigach?- Zapytałam na co westchnął i na mnie spojrzał.
-Mogę Ci zaufać?- Zapytał na co pokiwałam głową.- Okej. Musiałem 'oczyścić' się z wszystkich wykroczeń jakie miałem w aktach, aby móc zarządzać firmą. Nigdy nie byłem grzecznym chłopcem.- Zaśmiał się.
-Byłeś karany?
-Nie. Mój ojciec zawsze przekupywał policję. A zdarzało się to często.
-Ale... Dlaczego jesteś właścicielem firmy znanej na całym świecie? Masz tylko 19 lat.
-Jedna z tradycji rodzinnych.- Mruknął. Odpowiedziałam cichym "aha" i pogrążyliśmy się w ciszy.
19lat i jest właścicielem światowej firmy?
Powiem tylko: wow i: to nie jest normalne.
Po chwili do 'pokoju' wszedł jeden z kelnerów. Był młody. Miał brązowe włosy zaczesane do góry, zielono-niebieskie oczy, zgrabny nos i malinowe usta w kształcie serca.
Patrzyłam na niego aż do czasu gdy podszedł do stolika i postawił przed nami nasze dania i napoje uśmiechając się przy tym do mnie miło, co odwzajemniłam.
-Czy podać państwu coś jeszcze?- Zapytał uprzejmie.
-Nie, dziękujemy.- Odpowiedział Niall. Chłopak skiną i wyszedł z pomieszczenia posyłając mi kolejny uśmieh.
-Masz chłopaka?- Nagle wypalił Niall.
Spojrzałam na niego dziwnie.
-Nie.- Odpowiedziałam na co skiną głową i zaczął jeść swojego kurczaka z warzywami.
-Dlaczego tylko sałatka? Jest tutaj około 500 różnych dań.
-Uh. Ja poprostu myślę, że... Euh. Po prostu nie jem mięsa.- Odkaszlnełam i spuściłam wzrok. Jestem odwarzna, ale nie lubię mówić o swoich problemach.
-Powiedz prawdę.- Położył swoją rękę na mojej.
-Ale to jest prawda.
-Vanessa. Wiem, że nie chodzi tylko o to.
Westchnełam.
-Ja...umm...ja... Uh. Po prostu jestem za gruba, okej?- Warknełam ale zabrzmiało to trochę jak pytanie.
Czemu mu to powiedziałam?
-Co ty mówisz?! Jesteś chudziutka! Spójrz!- Podniósł moją rękę i osobno pokazywał każdy mój palec -One są jak patyczki. Gdy trzymam twoją rękę boję się ją mocniej ścisnąć, bo boję się, że mogę ją połamać.
-Nie kłam.- Wyślizgnełam dłoń z jego uścisku i schowałam ręce pod stolikiem.
Niall gwałtownie wstał i podszedł do mnie. Złapał moją rękę i pociągną mnie do góry, więc stałam z nim twarzą w twarz. Pociągnął mnie za sobą do ściany, na której było najmniej bluszczu i ustawił mnie przed nią, a sam ustał za mną.
-Spójrz na twoje nogi. Skóra i kości. Ale są piękne. Twój brzuch. Płaściutki jak deska. Piękny. Ręce jak patyczki. Piękne. Szuplutka twarz. Piękna. Wszystko w Tobie jest piękne. Masz figurę lepszą niż jakakolwiek modelka! A atrakcyjny tyłek i piersi to super dodatek.- Wyszeptał ostatnie zdanie a moje oczy się rozszerzyły.
Cały czas patrzyłam na moje odbicie w szybie tak jak Niall. Tylko, że po chwili jego oczy zatrzymały się na jednym punkcie mojego ciała. Podąrzyłam za jego wzrokiem. Ręce.
Fuck.
Jego oczy się rozszerzyły. Odwrócił mnie do siebie przodem i złapał moją lewą rękę dokładnie ją oglądając.
-Puść!- Syknełam chcąc zabrać rękę, ale nie pozwolił mi na to.
-Okaleczałaś się?!- Szepnął zszokowany nadal przyglądając się mojej ręce.-Dlaczego?!- Spojrzał prosto w moje oczy. Poczułam w nich łzy, więc szybko je zamknełam i spuściłam głowę.-Dlaczego do cholery?!-Krzyknął, na co się wzdrygnełam. Wyrwałam rękę z jego uścisku i odeszłam od niego siadając spowrotem na krześle. Spóściłam głowę i utkwiłam wzrok w swoich dłoniach.
Usłyszałam jego westchnięcie i kroki zbliżające się do mnie.
Ukucnął naprzeciwko mnie i złapał mój podbrudek po czym podniusł moją głowę zmuszając bym na niego spojrzała.
-Przepraszam.- Szepnął i przysunął się do mnie.
-Jest okej.- Odwróciłam się od niego i wróciłam do 'jedzenia' sałatki.
-Powiesz mi?- Zapytał i wrócił na swoje miejsce.
Pokręciłam przecząco głową wiedząc, że na mnie patrzy.
-Ja powiedziałem ci o moich problemach.
-To nie znaczy, że ja też muszę.. I to nie były problemy. To była twoja głupota.- Odwarknełam.
Przykro mi ale miła Vanessa się skończyła.
-A okaleczanie się to nie głupota?!- Podniusł głos i wyszedł z pomieszczenia.
Ale 'randka'.
Podparłam się łokciami o stół i położyłam głowę na rękach.
Dlaczego nikt tego nie rozumie?
Po chwili drzwi się otworzyły a do pomieszczenia wszedł młody kelner.
-Hej.- Uśmiechnął się i podszedł do stolika.-Jestem Jason.- Wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnełam.
-Vanessa.
-Więc... Gdzie twój chłopak?- Zapytał rozglądając się dookoła.
-To nie jest mój chłopak i... Poszedł gdzieś.- Wzruszyłam ramionami i patrzyłam jak jego usta formują się w uśmiechu.
-Jaki idiota zostawiłby tak piękną dziewczynę samą?- Zapytał śmiejąc się na co mu zawtórowałam.
-Ten sam idiota, który ci płaci.- Nagle z nikąt obok mnie pojawił się Niall. Jason patrzył na niego z szeroko otwartymi oczami.
-Ja przepraszam, nie wiedziałem, ż-że to pan.- Zająkał się tak samo jak jego przełożony.
-Nieważne. Można tu posprzątać. Wychodzimy.- Syknął i złapał mnie za rękę ciągnąc do drzwi. Przeprowadził mnie przez całą salę nie odzywając się. Nawet na nikogo nie spojrzał.
Otworzył mi drzwi od samochodu, więc szybko do niego wsiadłam. Obszedł go pewnym krokiem i wszedł do środka
-O czym rozmawiałś z Jasonem?- Zapytał odpalając samochód i wyjechał na drogę.
-O niczym.- Wzruszyłam ramionami i odwróciłam głowę w stronę okna podziwiając pięknie oświetlone miasto.
-Powiedz prawdę.
-Ale to prawda. Tylko się przedstawił. Co ci to przeszkadza?
-Byłaś na randce ze mną, a on z tobą flirtował.
-Cokolwiek.- Mruknełam.
~*~
*Wspomniane w rozdziale niebieskie róże są zafarbowane na specjalnie życzenie Nialla. (klik)
No to mamy randkę, trochę wyjaśnień i wielkie odkrycie Nialla.
Jestem chora, więc mam czas na pisanie :D
Do następnego :D

Chapter five.

Gdy tylko wciągnął mnie po schodach do pokoju, który wyglądał jak gabinet podszedł do dużej szafy i wyciągnął jedną z wielu teczek. Było na niej jego imię. Niall. Szczerze przyznam, że to ładne imię. Ale chodzi mi tylko o imię.
Położył teczkę na biurku i wyciągnął jakąś kartkę. Już miał coś powiedzieć, gdy ktoś przerwał mu wchodząc do pokoju.
-Już jesteś. Oh. A kim jest ta młoda panna?- Odwróciłam się szybko i zobaczyłam przed sobą mężczyznę w wieku 40-45 lat, który przyglądał mi się z uśmiechem.
-To Vanessa. Vanesso, to mój ojciec, Bobby.- Niall skinął stając obok mnie.
-Vanessa...?- Zapytał Bobby.
-Evans.- Odpowiedziałam marszcząc brwi.
Po co mu moje nazwisko? Formalność?
Bobby uśmiechną się szerzej i dziwnie spojrzał na Nialla.
-Przepraszamy na chwilę.- Mężczyzna machnął do Nialla i wyszedł z pokoju a za nim grzecznie Niall, mamroczący do mnie "Poczekaj".
Haha, śmieszne.
Podeszłam do biurka i wzięłam do ręki teczkę. Jedna z zakładek była wysunięta. 'Wyścigi'. No przecież.
Wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach. Przeszłam cicho do drzwi frontowych słysząc głosy dochodzące chyba z kuchni. Otworzyłam drzwi i szybko opuściłam posesję Horanów. Złapałam taksówkę, która zawiozła mnie pod samo mieszkanie.
Dwoma susami pokonałam cztery schodki i weszłam do mieszkania. Wbiegłam na górę mało co nie zabijając się na schodach i zaczęłam przeszukiwać wszystkie dokumenty w poszukiwaniu umowy.
-Gdzie to jest do cholery?!- Warknęłam wyrzucając kartki i przez sekundę patrząc na jej 'tytuł'.
Świadectwa, akt urodzenia, jakieś coś, jakieś coś, JEST!
" Jeżeli zwycięzca nie otrzyma nagrody (dziewczyny) w noc/dzień wyścigu może domagać się otrzymania jej w dniach następnych. Jeżeli brak powodu otrzymania nagrody jest jej winą, zgłoszenie jej jest jak najbardziej słuszne. Czas liczony jest od dnia zgłoszenia nagrody."
Fuck, fuck, fuck...
Moje dramaty przerwał dzwonek do drzwi. Szybko zeszłam na dół i otworzyłam drzwi za którymi stał Jack i Niall.
-Cześć Van.- Jack 'przywitał' się i wszedł do mieszkania a za nim Niall.
-Cześć. Co tu robicie?- Zapytałam zamykając drzwi i opierając się o nie.
-Niall zgłosił nam twoją ucieczkę.- Powiedział na co zmroziłam blondyna wzrokiem, ale mimo to nadal się uśmiechał -Wiesz co to znaczy prawda?
-Tak Jack, wiem, ale nie było go tydzień. Nie da się tego uniknąć?- Spojrzałam na niego błagalnie.
-Niestety nie. Musisz spędzić z nim 170 godzin, albo doniesiemy na Ciebie za nielegalne wyścigi. Przykro mi.- Uśmiechnął się próbując mnie pocieszyć.
To nie działa.
Westchnęłam głośno.
-Dobra, poddaję się.
-Super. No to ja spadam. Poradzicie sobie. Równo 170 godzin, od teraz.- Uśmiechnął się i wyszedł.
Spojrzałam na Nialla wyczekująco, zastanawiając się jak może mnie upokorzyć. Można łatwo powiedzieć, że jestem jego własnością przez następny tydzień.
-Spakuj swoje rzeczy. Przez te siedem dni będziesz mieszkać ze mną.- Uśmiechnął się głupkowato.
Przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę sypialni. Słyszałam jego kroki za mną, ale to zignorowałam. Gdy weszłam do pokoju poczułam wibrację telefonu. Wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz.
"Hannah.
Wiem, że nie zabrałabyś mi chłopaka, który mi się podoba ale ta sprawa z Niallem mnie irytuje. Mówiłaś, że go nie lubisz i, że Ci się nie podoba. Zmieniłaś zdanie?"
Co?
Nie zwracając uwagi na Nialla usiadłam na łóżku i zaczęłam odpisywać.
"Van.
Co Cię ugryzło? Przecież wiesz, że go nie lubię! Nie uważasz, że jesteś zazdrosna?"
Jak zwykle nikt nie jest winny tylko zawsze ja jestem ta najgorsza.
-Dlaczego się nie pakujesz?- Zapytał Niall na co podniosłam na niego wzrok i spojrzałam jak na idiotę.
-Dlaczego to zbierasz?- Zapytałam wstając i podchodząc do szafy, z której wyciągnęłam czarną sportową torbę i zaczęłam pakować do niej najpotrzebniejsze rzeczy.
-Gdzie twoi rodzice? Nie powinnaś mieszkać sama.- Zignorował moje pytanie.
-Nieważne.- Warknęłam i wyciągnęłam telefon czując wibrację.
"Hannah.
Nic mnie nie ugryzło! Tak jasne, ale wyszłaś z nim z kawiarni! A właśnie. Co robiliście? W taki sposób go nie lubisz? Ja, zazdrosna? Raczej ty! I nie udawaj takiej świętej, bo do nieba już nie pójdziesz za twoje 'kreseczki'!"
Moje oczy się rozszerzyły i zaszły łzami.
Przecież wie, że nie można mi o tym przypominać.
Westchnęłam i zamknęłam oczy, biorąc głęboki oddech, dzięki czemu się uspokoiłam.
-Hej. Coś się stało?- Zapytał Niall kładąc mi rękę na ramieniu.
-Nie.. nic. Już się pakuję.- Wznowiłam pakowanie dzięki czemu szybko skończyłam.
-Wiem, że nie chcesz ze mną być, ale takie są zasady.
-Znam zasady.- Warknęłam i zeszłam na dół a za mną Niall.
-Właśnie widziałem.- Zaśmiał się.
***
-Umm... Pójdę do łazienki- Oznajmiłam gdy Niall pokazał mi najważniejsze pomieszczenia w domu, a w tym sypialnię, w której będziemy spać. Razem. W jednym łóżku.
-Okej.- Odpowiedział.
Weszłam do łazienki i zamknęłam drzwi na klucz. Podeszłam do umywalki i wyciągnęłam z kieszeni srebrną rzecz.
Obracałam ją między palcami i zaczęłam rozmyślać.
1.Hannah jest zazdrosna.
Że niby ja i Niall?
Ja i Niall?
Ja i Niall?!
W życiu!
2.Nie przeżyję tego tygodnia.
3.Załamię się psychicznie.
4...
Walić moje życie!
Przyłożyłam żyletkę do ręki i już miałam zrobić pierwsze cięcie, ale zatrzymało mnie pukanie do drzwi.
-Van.- Niall zapukał delikatnie w drzwi -Co robisz?- Zapytał próbując otworzyć drzwi, ale nie dał rady.
Schowałam żyletkę do kieszeni i otworzyłam drzwi, za którymi stał Niall.
-Co robiłaś?- Zapytał lustrując mnie.
-Musiałam umm.. poprawić się.
-Oh, okej. Proszę. Załóż to.- Podał mi jakąś torbę.
-Co to?
-Sukienka na naszą dzisiejszą randkę.
-Nigdzie nie idę. A zwłaszcza nie z Tobą.
-Zjemy tylko kolację.
-Nie jestem głodna.- Zakończyłam konwersację na co zacisną szczękę, głęboko oddychając i wyszedł z pokoju.
Uh. Muszę przestać być taką suką, bo każdy mnie znienawidzi.
Weszłam spowrotem do łazienki i założyłam sukienkę i buty, dopełniając strój moimi dodatkami.
Zeszłam na parter, do salonu, gdzie zastałam Nialla.
-Niall?- Zwróciłam na siebie jego uwagę. Spojrzał na mnie i przeskanował mnie kilka razy.
-Jednak chcesz iść?- Zapytał z nadzieją na co pokiwałam głową pozytywnie.
-Moment.- Szybko pobiegł na górę.
Podjęłam dobrą decyzję?
Po dwóch minutach był już spowrotem obok mnie.
Miał na sobie czarną marynarkę, białą koszulę, czarne rurki i również czarne Nike.
-Chodźmy.- Uśmiechnął się, złapał moją rękę splatając nasze palce i zaprowadził mnie do samochodu.
                            ~*~

piątek, 17 stycznia 2014

Chapter four.

*Tydzień później* *Niall*
-Brawo synu. Jestem z Ciebie dumny.- Pochwalił mnie Ojciec siadając wygodnie w fotelu.
-Dziękuję.- Usiadłem po przeciwnej stronie biurka.
Jestem w Jego, a właściwie moim biurze. Tak, jestem właścicielem H.C.* To niby trudne, ale po tylu wykładach różnych przedsiębiorców i mojego Ojca, wiem więcej o biznesie niż o samochodach.
-Jako, że masz tylko 19 lat musisz się wiele nauczyć. Biznes to trudna praca. Jeżeli popełnisz jeden błąd spadasz na dno. To wielka odpowiedzialność, dlatego od najmłodszych lat miałeś wykłady na te tematy. Jeżeli nie będziesz wiedział jak postąpić doradzisz się mnie.Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
-Wiem. Dziękuję.
-Właściwie to jak było w szkole?
-Śmiali się ze mnie. Naprawdę uwierzyli, że jestem kujonem.- Zaśmiałem się przypominając sobie tych wszystkich idiotów.
-To dobrze. A jak z dziewczynami?- Uniósł brwi.
-Tak samo, tylko że jedna się mnie uczepiła.
-W jakim sensie?
-Podrywała mnie.- Znowu się zaśmiałem.
-Nie spodobała ci się?
-Nie.
-A znalazłeś jakąś?
-Tak.
-Kogo?
-Vanessa Evans.
*Van.*
-Van, Van.!- Hannah zaczęła krzyczeć, gdy tylko weszła, a właściwie wbiegła do mojego mieszkania.
-Co się stało?- Spojrzałam na Nią z nad laptopa.
Wzięła oddech i krzyknęła:
-Załatwiłam sobie pracę!
-Super. A gdzie?
-W Starbucksie.
-Będziesz mi podawać kawę.- Zaśmiałam się.
-Ta, ta. Ale najlepsze jest to, że moim szefem jest... Niall Horan! Aaa...!- Zaczęła skakać po całym pokoju.
-Co?!
-No wiem, że niby Cię "porwali", ale On jest taki przystojny, mił...- Zaczęła wymieniać, ale Jej przerwałam. -Nie przypominaj i o Nim nie gadaj! *Następny dzień. Około godziny 17.45* -Siema Hannah.- Przywitałam przyjaciółkę siadając na wysokim krześle przy "barze".
-Hej. Czemu tak późno? Za 15 minut zamykamy.- Zapytała poprawiając swój fartuch, gdy zobaczyła kogoś za oknem. Odwróciłam się, żeby zobaczyć kogo zauważyła, ale nikogo tam nie było.
-To Niall!- Pisnęła szeptem uradowana.
-Nie jaraj się tak tylko zrób mi cappuccino.- Zaśmiałam się z niej na co wytknęła do mnie język.
-Panno Cook, proszę zwracać się do klientów z szacunkiem.- Usłyszałam poważny głos Nialla i uśmiechnęłam się ukrycie do Hannah. -Dobrze Ni.. Szefie.-Zaśmiałam się z Jej pomyłki, przez co zmroziła mnie wzrokiem i zaczęła przygotowywać moją kawę.
-Ładnie to tak uciekać od zwycięzcy, moja nagrodo?- Szepnął mi do ucha Niall siadając obok mnie.
-Ładnie to tak porywać dziewczyny?-Odgryzłam się sarkastycznie. Nie masz szans. Wygram każdą kłótnię.
-Jesteś moją nagrodą. Uciekłaś, a zasady tego nie uznają.
-Nie no sorry. Obudziłam się w łóżku z kujonem, choć "porywał" mnie niewyżyty psychopata.- W końcu na Niego spojrzałam.  Garnitur. Włosy zaczesane do góry. Brak kujonek. Niezła zmiana.
-Ty też w to uwierzyłaś.- Zaśmiał się i chciał mówić dalej, ale Hannah mu przerwała.
-Twoja kawa Van. 5.50, poproszę.- Chciała się dobrze za prezentować, wiem to. Zaśmiałam się i wyciągnęłam portfel z kieszeni.
-Na koszt firmy.- Odezwał się Niall.
-Co?- Ja i Hannah spojrzałyśmy na Niego równocześnie.
-Jest pani pierwszą klientką nowej pracownicy. Kawa na koszt firmy.- Wyjaśnił i skiną w stronę kubka.
-Emm.. Dziękuję.- Posłałam Han. zdziwione spojrzenie i wzięłam kubek z blatu.
-Proszę.
-Bye Han. Do jutra.- Lekko machnęłam do Niej ręką i szybko wstałam.
-Odwiozę Cię.-Niall wstał z krzesła, złapał mnie za rękę i pociągnął do drzwi.
-Nie trzeba, dam sobie radę.- Próbowałam wyjąć moją dłoń z Jego, ale tylko zacieśnił palce.
-Nie sprzeciwiaj mi się.- Sykną i otworzył mi drzwi od strony pasażera. Uniosłam brwi i zostałam w miejscu.
-Powiedziałem coś przed chwilą.
-I co z tego?- Wzruszyłam ramionami. Wymamrotał coś pod nosem, po czym złapał mnie za biodra, lekko podniósł i posadził w fotelu. Przez oszołomienie nie zauważyłam, że wsiadł na miejsce kierowcy i zaczął jechać.
-Do mnie jedzie się w inną stronę.-W końcu się odezwałam, gdy zobaczyłam niezbyt znane mi okolice.
-Ale do mnie w tą.- Uśmiechnął się i przyspieszył.
-Słucham?- Spojrzałam na Niego z pod przymrużonych oczu.
-Nie miałem Cię w noc wyścigu, a więc chcę mieć Cię dziś.- Obdarował mnie chytrym uśmiechem i dalej patrzył na drogę.
-Byłam w tą noc w mieszkaniu z Tobą, wię...- Przerwał mi. -Gdy tam byliśmy, byłaś nieprzytomna, więc nic nie mogłem zrobić, a później uciekłaś.
-A Ty byś nie uciekł, gdybyś był w mieszkaniu z nie wiadomo kim o 3 w nocy?
-Przecież mnie poznałaś, co nie? Więc, dlaczego mnie nie obudziłaś?
-Śmierdziałeś alkoholem, a w tamtym 'salonie' było pełno pustych butelek.- Zrobiłam cudzysłów w powietrzu i wywróciłam oczami.
-Świętowałem, nie dziw się.
Wjechał na kamienny podjazd ogromnego domu. Wow. Wysiadł z samochodu, a ja chciałam zrobić to samo, lecz drzwi były zamknięte. Podszedł do nich i je otworzył.
-Blokada dla dzieci? Serio?- Uniosłam brwi patrząc na Niego, ale tylko się zaśmiał i złapał mnie za rękę ciągnąc do drzwi domu.
-Wiesz, że robisz to wbrew mojej woli?- Zapytałam sarkastycznie gdy weszliśmy do domu.
Jego ręce złapały moje przedramiona i przycisnął mnie do ściany, w efekcie czego kawa, którą nadal trzymałam rozlała się na kremowych panelach.
-Słuchaj. Jesteś moją nagrodą i nie odpuszczę sobie Ciebie dopóki nie będziesz w pełni moja, rozumiesz?- Warkną i przysunął się do mnie tak, że nie miałam jak uciec a Jego nos stykał się z moim.
-Co masz na myśli mówiąc 'w pełni'?- Mimo, że moje ręce były trzymane pokazałam nimi cudzysłów. Jeśli myślisz, że się Ciebie przestraszę, to jesteś idiotą.
-Zobaczysz.- Uśmiechnął się i cmoknął moje usta, po czym odsunął się ode mnie, łapiąc moją rękę -Amber! Posprzątaj tu!- Krzyknął i pociągnął mnie w stronę schodów. Co?
~*~
*H.C.- Horan Corporation - w opowiadaniu najsłynniejsza firma na świecie. Od kosmetyków i innych bzdetów aż do samochodów. 'Czysty biznes, człowieku'